Sympatycy Lublinianki po niedzielnej inauguracji sezonu 2025/26 mieli prawo odczuwać szereg przeciwstawnych i teoretycznie wykluczających się uczuć. Z jednej strony niedosyt i rozczarowanie, a z drugiej ulgę i radość. Ktoś kiedyś wymyślił słowo ambiwalencja właśnie dla takich sytuacji. Przechodząc do konkretów – mecz z Tomasovią zakończył się remisem 1:1.
Najaktywniejszą postacią w szeregach Lublinianki w pierwszej połowie był bez wątpienia Bartłomiej Koneczny. Czy jednak autor zwycięskiego gola z zeszłorocznego meczu w Tomaszowie Lubelskim zasłużył z automatu na pochwały? No niekoniecznie. Popularny „Kony” był na bakier ze skutecznością. Zmarnował dobre okazje w 21, 26 i 41 min. Prawdziwym nemezis naszego skrzydłowego okazał się Hordii Nikolaienko, bramkarz gospodarzy. Dobre okazje mieli jednak również niebiesko-biali. Strzał Mikołaja Grzędy prawdopodobnie zakończyłby się golem, gdyby nie desperacka interwencja Jakuba Bednary, który rzucił się i ciałem zablokował uderzenie. Notabene zaraz po tej akcji doskonałą sytuację po centrze Mateusza Misztala zmarnował Koneczny – tym razem akurat niecelnie główkując.
W pierwszej połowie piłka lądowała w siatce dwukrotnie. Za pierwszym razem była to siatka bramki miejscowych. Patryk Drozd dograł do Krystiana Ziętka, a ten sprytnym strzałem „angielką” umieścił futbolówkę w siatce. Niestety, sędzia boczny Mikołaj Stępniewski uznał, że Drozd „wyjechał” z piłką poza linię końcową. Powiedzieć o tej decyzji, że była kontrowersyjna, to jak nic nie powiedzieć.
Mniej więcej kwadrans później padł już w pełni prawowity gol dla Tomasovii. Po dobrej, płynnej akcji sporo miejsca na prawej stronie miał Bartosz Płocki. Były piłkarz Lublinianki dograł na szesnasty metr, a tam płaskim strzałem piłkę do bramki skierował Oleksandr Mishchenko. Do końca pierwszej połowy pozostawało niewiele czasu i wynik 1:0 dla ekipy Pawła Babiarza nie uległ już zmianie. Zielono-biało-czerwoni mogli czuć frustrację, bo długimi fragmentami pierwszych 45 minut byli zespołem lepszym piłkarsko, ale zupełnie nie przełożyło się to na wynik.
Pierwszy kwadrans po zmianie stron nie przyniósł groźnych akcji, ale drugi rozpoczął się od mocnego uderzenia w wykonaniu Bartłomieja Pleskacza. Strzał piłkarza Tomasovii w bardzo dobrym stylu obronił jednak Sebastian Ciołek. Minutę później mieliśmy niemal kopię tej sytuacji po drugiej stronie. Tym razem strzelał Anes Kherouf, a po raz kolejny bez zarzutu między słupkami spisał się Nikolaienko.
Sposób na ukraińskiego bramkarza Algierczyk znalazł dopiero w 81. minucie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego główkował Mateusz Chyła. Jego uderzenie Nikolaienko jeszcze obronił, ale później w gargantuicznym zamieszaniu najwięcej szczęścia miał Kherouf. Sędzia asystent Konrad Rękas podniósł chorągiewkę i zasygnalizował głównemu, Jakubowi Jabłońskiemu, że należy wskazać na środek boiska.
Lublinianka mogła pójść za ciosem i wygrać, ale sprawiedliwie przyznać trzeba, że mogła też przegrać. W 84. minucie Ciołek fantastycznie obronił strzał głową Macieja Szuty. Piłkę meczową dla „Dumy Lublina” miał Maciej Misiurek. Wprowadzony z ławki rezerwowych prawy defensor uderzył zza pola karnego. Z tej strony „Misiura” raczej nie znaliśmy. Soczysty strzał zatrzymał się na słupku bramki Tomasovii, a piłka, jak na złość naszej drużynie, nie zdołała wtoczyć się za linię bramkową.
W ostatnich minutach podopieczni Daniela Koczona próbowali zamknąć rywali pod ich bramką, ale nasze próby wykreowania groźnej akcji były dość nieporadne i poza wspomnianym strzałem Misiurka nie ma specjalnie o czym mówić. Wynik 1:1 nie uległ już zmianie.
Punkt przywieziony z Tomaszowa, niezależnie od okoliczności meczowych, należy szanować i traktować jako niezłą zaliczkę na start. Terminarz jest jednak niewygodny, a i określenie trudny nie byłoby żadną przesadą. Teraz bowiem Lubliniankę czeka domowy mecz z silną drużyną Janowianki. O wygraną będzie ciężko, ale pierwsze spotkanie dało mały zastrzyk optymizmu i przy lepszej skuteczności wygrana na Wieniawie w piątkowy wieczór powinna być w zasięgu „Wojskowych”.
Tomasovia Tomaszów Lubelski – Lublinianka 1:1 (1:0)
Mishchenko 43 – Kherouf 81.
Tomasovia: Nikolaienko – Płocki, Łuczkowski, Williams, Orzechowski – Pleskacz (90 Mieszczakowski), Karasiuk (65 Słotwiński), Mishchenko (80 Żerucha) – J. Szuta (73 Heijmann Oliveira), M. Grzęda (60 Smoła), D. Szuta (77 M. Szuta).
Pozostali rezerwowi: Kamiński, Cieśliński, Leszczyński.
Trener: Paweł Babiarz.
Lublinianka: Ciołek – Drozd (77 Misiurek), Chyła, Bednara, Giletycz – Sobstyl, Jagodziński (67 Duda), Malec (56 Kherouf) – Misztal, Ziętek (80 Świeboda), Koneczny (62 Pacek).
Pozostali rezerwowi: Furman, Kołacz, Wadowski.
Trener: Daniel Koczon
Żółte kartki: J. Szuta, M. Grzęda, D. Szuta, Słotwiński (T) – Bednara, Koneczny, Misztal (L).
Sędziował: Jakub Jabłoński (Chełm).