Po świątecznej przerwie prezentujemy Wam drugą część naszej rozmowy ze szkoleniowcem zielono-biało-czerwonych.
To teraz trochę odwrócimy temat i zapytamy o te wygrane mecze. Czy były wśród nich takie, z których nie byłeś zadowolony? Całościowo lub fragmentami, gdy wynik się zgadzał, a zespół nie zrealizował przedmeczowych założeń.
Na pewno mecz ze Startem w Krasnymstawie. Wiedziałem i uczulałem chłopaków przed meczem, że to bardzo ciężki teren, gdzie nie radzili sobie nawet trzecioligowcy w pucharze. To drużyna własnego boiska i bardzo trudno wywieźć punkty z Krasnegostawu. Pierwsza połowa była bardzo słaba w naszym wykonaniu. Zawsze staraliśmy się narzucić swój styl gry, ale mimo swoich sytuacji nie potrafiliśmy otworzyć wyniku. Ponadto w doliczonym czasie gry, mając już korzystny wynik daliśmy się stłamsić rywalom grającym w dziewiątkę. Dużo kosztował nas ten mecz. Chciałbym w zimie popracować nad wychodzeniem z takich trudnych momentów, regulowaniem tempa i uspokajaniem gry.
Co sądzisz o poziomie sportowym lubelskiej IV ligi?
Myślę, że z roku na rok rozgrywki robią mały kroczek do przodu. Nie jest to jakiś gigantyczny postęp, ale sami widzimy, że do rozgrywek „opadają” coraz lepsi zawodnicy. Sądzę, że będzie ich jeszcze więcej, ponieważ na szczeblu centralnym gra coraz więcej obcokrajowców. Bardzo nie podoba mi się ten trend. Chciałbym, żeby więcej polskich zawodników stanowiło o sile ligowych zespołów. Na pewno na poziom ligi wpłynęły nowe zespoły – spadkowicz, czyli Orlęta Radzyń oraz solidni beniaminkowie jak choćby Hetman Zamość. Patrząc na tabele III ligi i lubelskich klas okręgowych, liga w przyszłym roku może być jeszcze mocniejsza.
Czy poza wynikiem sportowym był jakiś inny cel na minioną rundę?
Chcieliśmy grać atrakcyjną, ofensywną piłkę i to się udało. Chcieliśmy także dobić do 50 strzelonych goli. Zabrakło naprawdę niewiele, biorąc pod uwagę niewykorzystane sytuacje i rzuty karne.
Spodziewałeś się, że klubowa młodzież wniesie tak dużo do zespołu?
W młodości tkwi siła. Nie jestem trenerem, który będzie faworyzował młodych zawodników. Nikomu nie wolno dawać nic za darmo. Oni też muszą nauczyć się rywalizacji. To, że dostali w lidze swoje minuty wynikało wyłącznie z dobrej pracy na treningach. Pokazali na boisku swoją wartość u boku bardziej doświadczonych graczy. W okresie przygotowawczym na pewno postaramy się, aby wiosną dali z siebie na murawie jeszcze więcej jakości i stanowili o większej sile drużyny. W Polsce wielu zawodników mówi: „Jestem młody, ja mam czas.”. Nieprawda, tego czasu nie ma. Przez ciężką pracę trzeba podnosić swoje umiejętności, aby jak najszybciej uciekać z niższych lig do wyższych. Żaden młody zawodnik nie rozwinie się wystarczająco, jeśli nie będzie grał z lepszymi.
Zaskoczyło cię, że w zasadzie każdy z nich wypalił? Nawet na poziomie IV ligi wielu młodych zawodników potrafi się „spalić” wchodząc do dorosłej piłki.
To prawda, natomiast mieli ode mnie pełne zaufanie. Ani nie karciłem ich za błędy, ani nie „siadałem” na nich w treningach. Sądzę, że wyszło to dość naturalnie. Dobrze czują się w dorosłej szatni, a nie da się ukryć, że atmosferę mamy topową. Poza tym są to ambitni, młodzi ludzie, którzy nie chcą, aby IV liga była przystankiem końcowym w ich piłkarskim życiu. Mam nadzieję, że w czerwcu każdy z nich będzie panem piłkarzem na tym poziomie rozgrywkowym.
Którzy z zawodników najwięcej zyskali w rundzie jesiennej?
Łatwo byłoby powiedzieć, że wszyscy. To były takie fazy podczas tej jesieni. Przykładem może być Bartek Koneczny, który na początku sezonu nie prezentował oczekiwanej formy. W drugiej połowie rundy „wykręcił” jednak super liczby, decydując w kilku meczach o naszej wygranej. Przy każdym nazwisku w naszej drużynie moglibyśmy przedstawić podobny schemat. Gdybym miał kogoś wyróżnić, to byłby to Jarek Milcz. Już w lecie, gdy rozmawialiśmy mówiłem mu: „Musisz wykręcić najlepsze liczby w karierze. Stworzę ci warunki, że będziesz strzelał bardzo dużo bramek.”. Myślę, że był w stanie pokusić się o 20 goli w tej rundzie. Podobnie Kuba Sobstyl, który oprócz asyst dołożył też kilka bramek. Czasami aż za bardzo chce dogrywać piłki do kolegów. Gdyby przełożył dyspozycję z treningów jeden do jednego na mecze, rozmawialibyśmy o najlepszym zawodniku IV ligi. Każdy z zawodników miał w tej rundzie swoje 5 minut – Bartek Skrzycki w Tomaszowie, „Kony” w Rożdżałowie, Piotrek Pacek z Hetmanem i mógłbym tak wymieniać. Każdy z nich miał swój udział w wygranych meczach. Moją misją jest rozwój zawodników, żeby „wykręcali” jak najlepsze liczby.
Na jakich pozycjach zimą będziemy szukali wzmocnień i czy już masz na oku jakichś zawodników?
Na pewno chciałbym pozyskać napastnika, drugą „dziewiątkę”. Jesienią potrafiliśmy wygrywać mecze bez Jarka Milcza na boisku, ale jego nieobecność „łatali” zawodnicy z innych pozycji. Chwała im za to, natomiast przydałby się rywal dla Jarka, który dołoży liczby jako najbardziej wysunięty zawodnik. Znalezienie takiego gracza może nie być proste, ale będziemy szukać. Patrzymy na jakość i ewentualną wartość dodaną w perspektywie ewentualnej gry w III lidze. Rozglądamy się również za stoperem, ponieważ widzę możliwość gry Kuby Bednary na „szóstce”. Ciągnie go do przodu, zaczynał swoją karierę na tej pozycji, wiem, że czuje się na niej dobrze i może zrobić tam różnicę. Cały czas obserwujemy III i IV ligę. Oprócz jakości i przede wszystkim umiejętności, będziemy patrzeć na potencjalne nabytki pod kątem charakteru. Zbudowaliśmy fantastyczną atmosferę w szatni i nie chciałbym tego psuć.
Czy mamy pewność, że wszyscy najważniejsi zawodnicy pozostaną w zespole na rundę wiosenną?
Nie dostałem żadnych sygnałów, aby ktokolwiek miał lub chciał opuścić drużynę. Może to trochę śmiechem-żartem powiem – a gdzie im będzie lepiej? (śmiech) Rozmawiałem z naszymi doświadczonymi zawodnikami. Każdy z nich ma mniejszą lub większą przeszłość z dojeżdżaniem do klubów znajdujących się poza Lublinem i każdy przyznał, że jest tym już zmęczony. Z resztą ja jako trener także dojeżdżałem do swojej pracy, więc wiem z jakimi wyrzeczeniami się to wiąże. Jeśli do poziomu sportowego dołożymy stabilność finansową i organizacyjną to wydaje mi się, że Lublinianka może być dla zawodników naprawdę ciekawym miejscem do gry. Oczywiście liczymy się z możliwością przedstawienia atrakcyjnych ofert z wyższej ligi dla naszych zawodników, aczkolwiek ja nie widzę zbyt wielu konkurencyjnych perspektyw dla piłkarzy w innych zespołach.
Jaki jest cel Lublinianki na rundę wiosenną?
Myślę, że sukces lubi ciszę i taką pozostawię odpowiedź na to pytanie. Nie rozmawiałem jeszcze z prezesem, ale zamierzam przedstawić mu swoje zdanie na ten temat. Jest tu dużo elementów, które muszą się złożyć w całość. Na pewno chcemy podnieść poziom sportowy zarówno jako zespół, jak i indywidualnie każdego z zawodników. Nie będziemy odpuszczać i zamierzamy zagrać równie dobrą wiosnę jak jesień. Co będzie dalej pokaże czerwiec i decyzje władz klubu.
Sukces juniorów starszych ma prawo wpłynąć wiosną na kadrę zespołu na pozycji młodzieżowców. Jak zamierzasz pogodzić występy młodzieży w IV lidze oraz w Makrolidze?
Wrócę do tego o czym już wspomniałem – chciałbym, aby juniorzy, którzy byli częścią pierwszej drużyny jesienią, stanowili o większej sile drużyny również wiosną. Wszystko w rękach i nogach Eryka, Filipa, Igora czy Kacpra. Jeśli dadzą jakość sportową, nie widzę przeszkód, aby po Nowym Roku dostawali w IV lidze nie kilka-kilkanaście minut, a np. wyjście w podstawowym składzie i 60-70 minut gry. Doceniam sukces trenera Wyroślaka i jego zawodników, natomiast pamiętajmy, że jest to przygoda na pół roku, a miejsce w Centralnej Lidze Juniorów przypadnie tylko najlepszej drużynie spośród ośmiu uczestniczących w rozgrywkach Makroligi. Trzymam kciuki, żeby juniorzy z trenerem Wyroślakiem osiągnęli jak najlepszy wynik, ale priorytetem klubu jest pierwszy zespół i to wiosną na pewno się nie zmieni. Moja dewiza jako trenera jest taka, aby jak najszybciej schodzić z juniorów do seniorów, trenować i ogrywać się w dorosłej piłce. Niestety juniorska piłka brutalnie zderza się z seniorską. Nawet jeśli jesteś kozakiem wśród rówieśników, seniorskie granie potrafi cię boleśnie zweryfikować. Sam z takimi chłopakami jako piłkarz trenowałem i grałem, później jako trener również takich wprowadzałem. Wielu przepadło. Nasi zawodnicy dostali swoją szansę i wierzę, że ciężką pracą będą w stanie naciskać starszych kolegów i walczyć o miejsce w czwartoligowym składzie.
Porozmawialiśmy już o zespole, lidze i zawodnikach, więc spróbujemy dowiedzieć się czegoś o Tobie. Jak wygląda tydzień pracy trenera Daniela Koczona?
Nie da się ukryć, że mój cały tydzień podporządkowany jest piłce. Jedna córka idzie do przedszkola, druga do żłobka, a ja siedzę i analizuję swój mecz, głównie pod kątem tego co nie funkcjonowało. Na tej podstawie układam potem mikrocykl tygodniowy, żeby poprawić błędy, które popełniliśmy w meczu mistrzowskim. Sprawdzam także co działo się w innych meczach IV ligi, bo to obecnie interesuje mnie najbardziej. Terminarz i kolejni rywale również mają wpływ na przygotowanie treningów w ciągu tygodnia. Wertuję także pozostałe polskie ligi. Później trening w klubie. Dopiero wieczorem, gdy wracam z treningu poświęcam czas rodzinie. Piłka to moja pasja, lubię to, jestem fanatykiem piłki. Żona czasami się złości, że nic w domu pooglądać nie można bo w kółko te mecze. (śmiech).
Dzień meczowy wygląda inaczej?
W dniu meczu najchętniej zaraz po śniadaniu przyjechałbym na stadion i zaczął mecz. Zwyczajnie nie mogę się doczekać, czasami kręcę się po klubie bez celu. Poznaliście już trochę mnie i moje ambicje. Wymagam dużo od zawodników, ale również od siebie. Te mecze sporo mnie kosztują. Czasami jak wracam do domu, czuję się jakbym pracował w jakiejś fabryce i przenosił palety z workami z cementem. Zależy mi nie tylko na wyniku, ale także jako trener pracuję na własny rachunek i buduję swoją markę. Chcę się piąć do góry, ale zawsze na pierwszym miejscu jest ten herb na koszulce. Klub zawsze będzie najważniejszy. Zmieniają się piłkarze, trenerzy, a klub będzie zawsze. Po ostatnim gwizdku już trwa w głowie analiza. Czasami, gdy żona jest czymś zajęta, ukradkiem oglądam nasz mecz zaraz po powrocie do domu, żeby na gorąco ocenić grę i wyciągnąć ewentualnie niedostatki. Nie zdarzają się sytuacje, w których wyłączam się całkiem poza piłkę. Natomiast, kiedy jestem wkurzony po meczu to sprzątam mieszkanie, żeby zająć się czymś innym. Przeżywam te spotkania i zastanawiam się, czy gdybym pracował w jakiejś wyższej lidze to byłbym już po zawale serca.
Masz jakieś swoje przedmeczowe rytuały?
Jeszcze jako zawodnik miałem pewne rytuały przed meczem. Wstać 8 rano, chwilę porozciągać się, śniadanie, o 10 sok z buraka, później zjeść jakiś delikatny posiłek np. warzywa na parze. Zafiksowało mi się to dopiero u schyłku kariery. Wcześniej brakowało tej świadomości, brakowało inspiracji i wiedzy, do jakiej teraz mają dostęp zawodnicy. Zazdroszczę im tego. Wydaje mi się, że i tak wycisnąłem maksa ze swojego organizmu. Natomiast jako trener nie mam żadnych, albo kompletnie nie zwracam na nie uwagi.
Jak układa ci się współpraca z trenerem Kucharzewskim, prezesem Grodzki oraz pozostałymi pracownikami i trenerami klubu?
Piotrek łączy funkcję drugiego trenera i kierownika drużyny. Pomaga mi w treningu i jakoś dajemy radę. Ja lubię swoją pracę i korona mi z głowy nie spada, gdy muszę rozłożyć sprzęt na rozgrzewce. Kilku trenerów rywali jesienią nawet na nią nie wyszło, wszystko powierzyli asystentom. Mam normalne podejście, ważne są dla mnie relacje międzyludzkie i nie zgrywam wielkiego trenera. Prezes jest super człowiekiem i nie śmiałbym powiedzieć na niego złego słowa. Cenię jego zaangażowanie w organizację i funkcjonowanie klubu, który trzeba było wyciągać z ogromnych tarapatów. Stworzyła się fajna więź, bo widzę, że wszystkim trenerom i pracownikom zależy na Lubliniance. Dużo wyzwań przed nami, szczególnie tych organizacyjnych. Marzy mi się poprawa warunków pracy w klubie. Żeby przed treningiem już być w klubie i funkcjonować, spędzać tu więcej czasu nie tylko jako pracownik, ale także razem jako zespół, mieć większy sztab, aby wspólnie układać pracę w kolejnych dniach. Perspektywy są dobre, ale po perturbacjach jakie przeszedł klub trudno za pstryknięciem palca coś zmienić. Działamy.
Jaki był dla Ciebie najtrudniejszy moment w trakcie rundy jesiennej?
Nie było takich momentów. Najważniejszy dla trenera jest wynik sportowy. Trudnym momentem mogłyby być 3-4 porażki z rzędu, gdybym musiał dotrzeć do zawodników i coś zmienić w ich grze, mentalu i tak dalej. To się nie wydarzyło i wielki szacunek dla chłopaków, że nie dopuścili do trudnych momentów dla mnie jako trenera. Nawet po porażce w Biłgoraju zespół momentalnie podniósł się i w ostatnich meczach zdobył komplet punktów. Musieliśmy jedynie skupić się na pracy z tygodnia na tydzień. Rola trenera polega też na tym, aby obserwować drużynę i po serii zwycięstw nie dopuścić do nadmiernej ekscytacji. Wydaje mi się, że poprzez swoje doświadczenie i bywanie w wielu szatniach udało się temu zapobiec.
Często używasz w stosunku do zespołu sformułowania „piłkarstwo”. Jak je definiujesz?
Powtarzam to zawodnikom regularnie. Dla mnie najważniejsze jest piłkarstwo. Są to głównie elementy techniczne: dobre podanie, dobre przyjęcie piłki, skuteczny drybling, w fazie ataku celne dośrodkowanie. Jeśli zwróciliście uwagę, podczas meczów starałem się, żeby zespół budował akcje od tyłu, podaniami, uczulałem zawodników, aby utrzymywać się przy piłce również na połowie przeciwnika, a po stracie odzyskać ją jak najszybciej. Czysto piłkarskie elementy, które dają nam namacalną przewagę na boisku. Drużyna mając piłkę musi wiedzieć co z nią zrobić. Nadal będziemy pracować w taki sposób.