Po serii czterech kolejnych porażek piłkarze Lublinianki udali się na wyjazdowe spotkanie z Sokołem Sieniawa. Podopieczni trenera Roberta Chmury ruszali na Podkarpacie z nadziejami na pierwszą wyjazdową wygraną. W najśmielszych snach nie przewidywali jednak, że wrócą do Lublina z kompletem punktów po nieprawdopodobnej końcówce i okazałym zwycięstwie!
Zielono-biało-czerwoni przystąpili do spotkania z Sokołem w nieco osłabionym składzie. Pauzę za kartki odbywał Karol Futa, zaś drobny uraz wykluczył z gry Mateusza Majewskiego. Trener Chmura w dalszym ciągu nie mógł skorzystać z usług Marcina Świecha, ale w linii ofensywnej od pierwszej minuty posłał do boju debiutującego w lubelskich barwach Białorusina Artsioma Vaskoua. Niemal przez pierwszy kwadrans z boiska wiało nudą, ale to gospodarze jako pierwsi zerwali się do ataku. Prawą stroną boiska odważnie ruszył Szymon Feret, minął Sebastiana Raka i Piotra Chodziutkę, po czym dośrodkował w pole karne. Piłka trafiła wprost pod nogi kompletnie niepilnowanego Dominika Pikiela, który płaskim strzałem w długi róg otworzył wynik meczu.
Stracony gol ocucił nieco naszych zawodników, którzy zdecydowanie odważniej poczynali sobie przed polem karnym rywali. Jednak kolejne próby Tomasza Tymosiaka, Norberta Myszki, Raka i Tomasza Brzyskiego mijały światło bramki. Miejscowi również nie próżnowali. Strzał Fereta ponad poprzeczkę przeniósł Stanisław Czarnogłowski, a strzał głową Mateusza Geńca po rzucie rożnym trafił wprost w ręce naszego golkipera. Co nie udawało się w konstruowaniu akcji, wyszło po stałym fragmencie gry. Po faulu na Maksymilianie Flisie do piłki ustawionej przy linii bocznej z prawej strony pola karnego podszedł Brzyski. Kapitan Lublinianki mocno dośrodkował w pole karne wprost na głowę Michała Palucha, który mocną główką nie dał szans Dominikowi Pasterczykowi na skuteczną interwencję i piłka zatrzepotała w siatce. Jeszcze przed przerwą boisko z urazem opuścił Flis, którego zastąpił Arkadiusz Baran. Do przerwy mieliśmy remis.
Po zmianie stron gospodarze narzucili swoje warunki gry. Podopieczni trenera – nomen omen – Arkadiusza Barana co rusz siali popłoch w defensywie naszego zespołu. Efektem była szarża Fereta w „szesnastkę”, gdzie został podcięty przez rezerwowego Barana. Sędzia Michał Bobrek bez wahania wskazał na „wapno”, a rzut karny na gola zamienił sam poszkodowany. Radość Sokoła nie trwała długo. Po faulu na Tymosiaku do rzutu wolnego z lewej strony pola karnego ponownie podszedł Brzyski. „Brzytwa” znów dobrze dośrodkował, lecz „główka” Chodziutki trafiła w poprzeczkę. Spadającą piłkę dobijał Rak próbując wrzucić ją za „kołnierz” Pasterczyka. Poprzeczka „zadzwoniła” po raz drugi, a do futbolówki ponownie wyskoczył „Chudy” umieszczając piłkę w bramce. W kolejnych minutach stałe fragmenty gry zielono-biało-czerwonych, tym razem rzuty rożne, przyprawiały miejscowych kibiców o palpitacje serca. Z 10. metra główkował Myszka, ale przeniósł piłkę nad bramką. Z kolei „główka” Palucha trafiła w ręce Pasterczyka.
To, co wydarzyło się w ostatnich 10 minutach, trudno będzie racjonalnie wytłumaczyć. Po przechwycie piłki z kontratakiem ruszył Marcin Michota. Znakomitym długim podaniem znalazł Raka, który odegrał piłkę do Vaskoua. Białorusin podciągnął piłkę do środka zwodząc rywali i strzałem lewą nogą sprzed pola karnego posłał futbolówkę tuż przy słupku. Gospodarze ruszyli do odrabiania strat, ale zamiast wyrównania otrzymaliśmy kolejną bramkę dla naszej drużyny. Po kornerze bitym przez Brzyskiego walkę o piłkę przed polem karnym wygrał Michota, dość szczęśliwie przedarł się w pole karne i dośrodkował na dalszy słupek. Piłka, ku zaskoczeniu wszystkich na trybunach, wylądowała w przeciwległym okienku bramki miejscowych, a boczny obrońca Dumy Lublina utonął w objęciach kolegów.
Czwarty stracony gol kompletnie załamał drużynę Sokoła. Zielono-biało-czerwoni strzelali zaś kolejne gole. Paluch wypuścił na wolne pole Vaskoua, który naciskany przez rywala na skraju pola karnego musiał wycofać akcję. Białorusin podał do nadbiegającego Tymosiaka, a „Tymek” plasowanym strzałem z lewej nogi trafił w długi róg. Po chwili po raz drugi na listę strzelców wpisał się Vaskou zamykając uderzeniem bez przyjęcia dośrodkowanie „Brzytwy”. Rozpaczliwa interwencja Pasterczyka zdała się na nic, bowiem piłka tylko świstnęła obok rękawicy golkipera gospodarzy. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry kolejna górna piłka z flanki trafiła na głowę Barana, który zgrał ją do Raka, a ten zdobył gola numer 7 w tym spotkaniu. Po kilku sekundach sędzia Bobrek odgwizdał koniec meczu, nie dając szans na występ oczekującym przy linii bocznej na zmiany Marcinowi Szczepaniakowi, Piotrowi Matyjaszczykowi i Bartłomiejowi Skrzyckiemu.
Tak okazałej, premierowej wiktorii w wyjazdowym spotkaniu nie spodziewał się nikt. Ostatni raz siedem goli w meczu ligowym na boisku przeciwnika strzeliliśmy w 2017 roku grając przeciwko LKS Milanów. Sztabowi szkoleniowemu i zawodnikom należą się ogromne brawa. Pechowe porażki po błędach zostały w niedzielne popołudnie na stadionie w Sieniawie odkupione z nawiązką. Mamy nadzieję, że nasza drużyna, opromieniona wysoką wygraną, pójdzie za ciosem. Na Wieniawie spotykamy się już w najbliższą sobotę. O godzinie 13.00 podejmiemy Orlęta Radzyń Podlaski.
Sokół Sieniawa – Lublinianka 2:7 (1:1)
Pikiel 14, Feret 50 (k) – Paluch 36, Chodziutko 52, Vaskou 80, 88, Michota 84, Tymosiak 86, Rak 90.
Sokół: Pasterczyk – Geniec, Skała, Ochał, Gdowik (83 Mazgoła) – Oziębło (72 Majka), Wawryszczuk, Tłuczek (61 Wolak), Feret, Pikiel (72 Jeż) – Twardowski.
Pozostali rezerwowi: Rudolf, Mac, Kojder.
Trener: Arkadiusz Baran.
Lublinianka: Czarnogłowski – Michota, Śledzicki, Myszka, Chodziutko (87 Niegowski) – Flis (41 Baran), Tymosiak, Brzyski, Rak – Vaskou, Paluch.
Pozostali rezerwowi: Krupa, Szczepaniak, Matyjaszczyk, Skrzycki.
Trener: Robert Chmura.
Żółte kartki: Tłuczek, Geniec, Pikiel (S) – Śledzicki, Vaskou, Myszka (L).
Sędziował: Michał Bobrek (Wadowice).