niedziela, 13 kwietnia 2025, 09:03

Energylandia na Wieniawie

Takie emocjonalne rollercoastery może zafundować tylko piłka nożna. W sobotnie popołudnie Lublinianka przegrywała z Górnikiem II Łęczna już 0:3, a potem jeszcze 3:4. Jednak – cytując Igę Świątek – it’s not over until it’s over. „Duma Lublina” wygrała ten mecz 5:4, a zwycięskiego gola Jarosław Milcz strzelił przewrotką! Przecież to jest w ogóle niepojęte!

Oddajmy jednak hołd chronologii. Początek to całkowita dominacja rezerw Górnika. Patrząc na boiskowe wydarzenia, można się było zastanawiać, czy to aby nie pierwsza drużyna z Łęcznej biega po murawie przy Leszczyńskiego 19. Takie dywagacje były zresztą o tyle uzasadnione, że w ekipie trenera Karola Wiecha występowało aż pięciu graczy, którzy w tym sezonie grali już na poziomie Betclic I ligi. Ich obecność ośmieliła również pozostałych i gospodarze jedynie bezradnie przyglądali się, jak zielono-czarni grają w piłkę.

Przedsmakiem tego, co nas czeka, była sytuacja z 7. minuty, gdy David Ogaga znakomitym prostopadłym podaniem uruchomił Solo Traore. Hiszpan iworyjskiego pochodzenia przegrał jednak pojedynek z Sebastianem Ciołkiem. Niestety, już minutę później łęcznianie dopięli swego. Po błędzie Bartłomieja Skrzyckiego przyjezdni zawiązali akcję, którą sfinalizował Szymon Krawczyk. Po jego uderzeniu Ciołek jeszcze desperacko wygarniał piłkę, ale chorągiewka sędziego asystenta powędrowała w górę, rozwiewając wątpliwości.

Po kwadransie gry Lublinianka mogła wyrównać. Prosty błąd popełnił Antoni Dylewski, podając piłkę do Jakuba Sobstyla. Nasz rozgrywający niestety zmarnował sytuację sam na sam z Adrianem Kostrzewskim. Niemal bliźniaczo podobny błąd kilka minut później popełnił Oskar Gede. Tym razem błąd był brzemienny w skutkach, bowiem Branislav Spacil objechał Ciołka i umieścił piłkę w bramce. Po 20 minutach na Wieniawie publiczność przecierała oczy ze zdumienia, a to nie był koniec kłopotów „Wojskowych”.

W 32. minucie Ciołek niemal cudem i przy pomocy niezwykłego refleksu zdołał odbić uderzenie Michała Litwy po podaniu Spacila z lewej strony. Przez chwilę łęcznianie domagali się uznania bramki, ale tym razem Damian Kuźniak nie zasygnalizował bramki. Co się odwlecze to nie uciecze… Po rzucie rożnym mieliśmy sporą kotłowaninę w polu karnym. W końcu piłka spadła pod nogi Spacila, który bez namysłu kropnął z prawej nogi i zaskoczył bramkarza Lublinianki. Zrobiło się 0:3…

Czy ktoś wierzył wówczas w skuteczną pogoń „Dumy Lublina”? Jeśli tak, to wygłaszając taki pogląd, mógłby zostać uznany za wariata. Nie wskazywał na to nie tylko wynik, ale przede wszystkim gra. Ale, ale…

W 38. minucie próbkę swoich możliwości na prawym skrzydle dał Bartłomiej Koneczny. Jego wstrzelenie piłki w pole karne gości zakończyło się „samobójem” Erwina Stadnickiego. Łęcznianie po raz czwarty umieścili piłkę w siatce, ale tym razem powody do radości mieli gracze trenera Daniela Koczona. Dwie minuty później po stracie Skrzyckiego mogło być 1:4, ale Ciołek zatrzymał Traore.

Po przerwie na placu gry w Lubliniance zameldował się Piotr Pacek, który grając przeciwko byłej drużynie dał naprawdę świetną zmianę i tchnął nowego ducha w zespół zielono-biało-czerwonych. W 51. minucie „Paci” wywalczył rzut karny – naszego gracza nieskutecznym wślizgiem na boisko powalił Stadnicki. Stałym egzekutorem „jedenastek” w Lubliniance jest oczywiście walczący o koronę króla strzelców IV ligi Jarosław Milcz. „Jaro” nie spękał przed ogranym na poziomie zaplecza Ekstraklasy bramkarzem i spokojnie umieścił piłkę w bramce. W tym momencie złapaliśmy kontakt.

Gospodarze wyraźnie złapali wiatr w żagle i już dwie minuty później doprowadzili do remisu. Piłka dośrodkowana z rzutu rożnego przez Jakuba Sobstyla spadła na głowę Oskara Gede, a nasz nowy nabytek umieścił ją w bramce. Na trybunach zapanował szał radości, ale praca nie była jeszcze skończona, a remis nie był wynikiem satysfakcjonującym.

Niestety, kilkanaście minut później nie mieliśmy już nawet remisu. Najpierw w niezłej sytuacji niecelnie uderzył Pacek, a chwilę później szczęście dopisało zielono-czarnym. Po strzale Dylewskiego piłka rykoszetowała i nasz bramkarz nie zdołał już zapobiec utracie bramki. 3:4.

Mało tego, po chwili mogło być 3:5. Dominik Kołacz stracił równowagę i padł na murawę, co ułatwiło dojście do piłki Litwie. Na szczęście ten uderzył w środek bramki i Ciołek był górą.

W 72. minucie kibice Lublinianki otrzymali kolejny zastrzyk dopaminy. W polu karnym Górnika z piłką tańczył Maciej Misiurek, wyraźnie nie mając koncepcji, jak rozwiązać sytuację. W końcu piłka trafiła do Patryka Knappa, który dograł do Anesa Kheroufa, a ten w gąszczu nóg huknął pod poprzeczkę bramki Kostrzewskiego! Algierczyk, podobnie jak Pacek, dał naprawdę dobrą zmianę. Na dowód tego kilka minut później oddał bardzo groźny strzał, który z trudem na rzut rożny sparował Kostrzewski.

Piłkę z narożnika boiska w pole karne posłał „Sopel”. Futbolówka trafiła do Milcza, który stojąc tyłem do bramki poszedł va banque – wykonał przewrotkę, po której cała ekipa Lublinianki oszalała ze szczęścia! Ten chory mecz potrzebował już chyba tylko tego – fantastycznego strzału przewrotką na wagę wygranej.

Jednak zanim wygrana stała się faktem, po raz kolejny o sobie przypomniał Ciołek. Jego cudowna robinsonada uchroniła „Wojskowych” przed utratą gola po znakomitym strzale Traore zza pola karnego. Piłka dokręcała się w okolice okienka bramki, ale „Seba” był na posterunku.

W końcówce meczu łęcznianie wyraźnie opadli z sił i wiary w sukces. Lublinianka dość spokojnie dowiozła jednobramkowe prowadzenie do ostatniego gwizdka sędziego. Prowadzenie, które po 33 minutach gry wydawało się mrzonką i scenariuszem z mchu i paproci. Finalnie stało się faktem, a kolejne niesamowicie cenne trzy punkty powędrowały na konto drużyny trenera Koczona. Warto pamiętać, że kilka tygodni temu te same rezerwy Górnika Łęczna zdołały pokonać kraśnicką Stal, więc dzisiejsze tarapaty naszej drużyny nie były dziełem przypadku, a efektem naprawdę wyśmienitego wejścia w mecz przez drużynę gości.

Na szczęście Lublinianka nie po raz pierwszy w tym sezonie pokazała charakter i potrafiła odwrócić losy meczu. Nasi piłkarze odegrali się również za zeszłotygodniową stratę punktów w Międzyrzecu, gdzie przecież przebieg spotkania był zgoła odwrotny i z prowadzenia 3:0, zrobiło się 3:3. Całemu zespołowi za ten występ należy się zdjęcie czapki i niski pokłon. Co oczywiście nie oznacza, że uniknęliśmy błędów i zagraliśmy idealnie.

A kibice futbolu w regionie otrzymali kolejny dowód, że w tym sezonie naprawdę warto skierować swoje kroki na Leszczyńskiego 19. Nie raz oglądaliśmy już w tym sezonie naprawdę dobre, obfitujące w emocje i gole mecze, ale ten dzisiejszy przeszedł sam siebie. To było chore 90 minut z happy endem. Ufff…

Lublinianka – Górnik II Łęczna 5:4 (1:3)
Stadnicki 38 (s.), Milcz 52 (k.), 80, Gede 54, Kherouf 72 – Krawczyk 8, Spacil 20, 33, Dylewski 67.

Lublinianka: Ciołek – Misiurek, Gede (63 Kołacz), Kanarek, Misztal – Sobstyl, Jagodziński, Bednara (71 Knapp) – Koneczny (59 Kherouf), Milcz (85 J. Wadowski), Skrzycki (46 Pacek).
Pozostali rezerwowi: Furman, Khvesyk.
Trener: Daniel Koczon.

Górnik II: Kostrzewski – Dylewski (79 Rzeszutek), Pastusiak, Sienicki, Stadnicki – Krawczyk (71 Wachowicz), Ogaga, Małyska, Traore – Litwa, Spacil.
Pozostali rezerwowi: Pracz, Sitraczuk, Skotarczak, Wronka.
Trener: Karol Wiech.

Żółte kartki: Ciołek, Jagodziński, Kanarek (L) – Ogaga, Stadnicki, Pastusiak, Spacil (G).
Sędziował: Piotr Sikora (Lublin).