Wracamy na właściwe tory! Po nieudanej zeszłotygodniowej eskapadzie do Biłgoraja kibice „Wojskowych” mogli mieć obawy, czy przypadkiem nie jesteśmy świadkami pierwszego kryzysu pod wodzą Daniela Koczona. Nic bardziej mylnego! Zielono-biało-czerwoni w Dzień Zaduszny zrobili to, czego od nich oczekiwano – pewnie wygrali na Wieniawie z Granitem Bychawa.
Trener Koczon musiał jednak nieco pokombinować przy zestawieniu pierwszej jedenastki. Ze względu na nadmiar napomnień niedostępni byli Sebastian Ciołek i Maciej Misiurek. Uraz wykluczył natomiast występ Mikołaja Jagodzińskiego. Tym samym miejsce w „klatce” zajął Michał Furman, na boku obrony pojawił się Konrad Niegowski, do środka pola przesunięto Jakuba Bednarę, a jego miejsce na środku defensywy zajął Eryk Szostak.
Nieco eksperymentalne zestawienie nie przeszkodziło jednak Lubliniance w dobrym wejściu w mecz. Już w 11 minucie na listę strzelców wpisał się Jakub Sobstyl. „Sopel” uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego, a piłka po drodze skozłowała jeszcze przed Tomaszem Godulą i wpadła do siatki. Chociaż strzał Sobstyla był precyzyjny, a kozioł utrudnił interwencję, to golkiper przyjezdnych na pewno nie zachował się w tej sytuacji bezbłędnie. Czy stracona bramka pobudziła Granit do odważniejszej gry? Niespecjalnie. Ofensywne wypady gości koncentrowały się na skrzydłach, ale ani Mateusz Filipczuk ani Daniel Juchna nie potrafili się przedrzeć przez dobrze funkcjonującą defensywę lublinian. Podopieczni Rafała Dudkiewicza odgryźli się jedynie po stałym fragmencie gry, gdy Wiktor Żurek główkował po dośrodkowaniu Krystiana Sprawki. Furman był jednak czujny i efektowną interwencją odbił futbolówkę.
Zielono-biało-czerwoni natomiast robili swoje. Aktywny był przede wszystkim Jarosław Milcz, ale bramka Granitu była dla niego niczym zaczarowana. W 30 minucie po dobrej akcji Bartłomieja Konecznego prawą flanką, „Jaro” ostemplował zewnętrzną stronę słupka. Niedługo później Piotr Pacek wychodził wespół z Milczem na osamotnionego Godulę, ale przytomne wyjście bramkarza skasowało akcję lublinian. Wreszcie w doliczonym czasie gry pierwszej połowy nasz snajper minął golkipera, po czym uderzył na pustą bramkę. Z ofiarną interwencją zdążył jednak Igor Dziurian. Młody stoper Granitu wybił piłkę sprzed pustej bramki, ale z całym impetem uderzył siłą rozpędu w słupek. Co prawda wrócił jeszcze do gry, ale niedługo po przerwie zmuszony był opuścić plac gry ze względu na dokuczający uraz.
Jednobramkowe prowadzenie zawsze niesie ze sobą lekką dozę niepewności, więc nasi zawodnicy wyszli na drugą część gry z nastawianiem, żeby jak najszybciej „zamknąć” mecz. Żaden z nich raczej nie spodziewał się jednak, że wystarczy czterdzieści sekund, aby zdobyć drugą bramkę. Prostopadłe podanie na prawym skrzydle otrzymał Koneczny, po czym ruszył niczym Shinkansen i stanął oko w oko z Godulą. „Kony” sytuacji sam na sam z golkiperem nie zmarnował i tuż po wznowieniu gry po przerwie prowadziliśmy już 2:0. Ledwie siedem minut później było już po meczu. Koneczny znów zakręcił rywalami na prawej flance, ale tym razem dograł w pole karne. Tam Milcz zapakował futbolówkę pod „ladę”, przełamując nieskuteczność z pierwszej połowy.
Ostatnie pół godziny meczu upłynęło pod znakiem przewagi Granitu, który nie mając nic do stracenia, stworzył sobie kilka okazji. Świetnie w bramce spisał się jednak Furman, broniąc strzały Juchny i Krystiana Sprawki sprzed pola karnego. Kropla niepewności wlała się w serca kibiców gospodarzy, gdy Kanarek faulował przed polem karnym wychodzącego na czystą pozycję Juchnę, po nieporozumieniu w naszych szeregach obronnych. Sędzia Bartłomiej Górski pokazał jednak „Kanarowi” tylko żółtą kartkę ze względu na powrót do asekuracji Bednary. Przyjezdni głośno protestowali, ale zarobili jedynie napomnienie dla Juchny.
Niedługo później arbiter z Zamościa ponownie stanął w centrum wydarzeń, gdy nie podyktował rzutu karnego za ewidentny faul na Bednarze. Co więcej, ponownie poszkodowany obejrzał „żółtko”. W samej końcówce swoje szanse po kontrach mieli jeszcze zmiennicy – Filip Świeboda, Patryk Knapp oraz Jakub Wadowski. Z każdej z nich obronną ręką wychodził jednak Godula i wynik meczu już się nie zmienił. Trzy punkty pozostały na Wieniawie, a Furman zachował czyste konto.
Pewne zwycięstwo oczywiście cieszy, ale martwić mogą urazy Konecznego oraz Mateusza Misztala, którzy przedwcześnie musieli opuścić plac gry. Mamy nadzieję, iż kontuzje nie okażą się poważne i obu zawodników zobaczymy na boisku już za tydzień w Zawadzie. Naszym rywalem będzie przedostatnia drużyna w stawce – Gryf Gmina Zamość.
Lublinianka – Granit Bychawa 3:0 (1:0)
Sobstyl 11, Koneczny 46, Milcz 53.
Lublinianka: Furman – Misztal (72 Kołacz), Kanarek (84 Tomczak), Szostak, Niegowski – Sobstyl (86 K. Wadowski), Bednara, Leszczyński (59 Świeboda) – Koneczny (60 Skrzycki), Milcz (74 Knapp), Pacek (68 J. Wadowski).
Pozostały rezerwowy: Szydłowski.
Trener: Daniel Koczon.
Granit: Godula – Prus (84 Różycki), Dziurian (56 Kania), Żurek (84 Kata), Piwnicki – Filipczuk, Skrzypek, K. Sprawka, Korba (77 S. Sprawka), Juchna – Wrzyszcz.
Pozostały rezerwowy: Toruń.
Trener: Rafał Dudkiewicz.
Żółte kartki: Koneczny, Kanarek, Bednara, Koczon (trener), Kołcz, Tomczak (L) – Żurek, Juchna (G).
Sędziował: Bartłomiej Górski (Zamość).