Grzegorz Fularski rządził na starych śmieciach, ale nawet jego dublet i wywalczony rzut karny nie pozwoliły Lubliniance wygrać w Lubartowie. Remis z Lewartem pozostawia ogromny niedosyt.
To było spotkanie wielu smaczków. W Lewarcie w podstawowej jedenastce wystąpili doskonale znani na Wienawie Damian Kuzioła, Kajetan Kamiński czy Wojciech Majewski. Wszyscy trzej jeszcze w ubiegłym sezonie przywdziewali trykot Dumy Lublina. Z kolei w naszej drużynie grali dziś ex-lewartowcy – Adrian Wójciki, Joe Dearman, Grzegorz Fularski i rezerwowy Dawid Pożak. Na trybunach zasiadł z kolei były szkoleniowiec obu ekip – Grzegorz Białek.
Bezbarwny pierwszy kwadrans meczu zwieńczyła bardzo ciekawa sytuacja, w której zdecydowanie nie popisał się Mateusz Pizoń, sędzia główny dzisiejszego spotkania. Z prawej strony piłkę dośrodkowywał Karol Kalita. Futbolówkę zagrał po drodze ręką jeden z piłkarzy gości. Pizoń elektrycznie od razu zagwizdał, a tymczasem ułamek sekundy później Wiktor Makowski szczupakiem posłał piłkę do siatki. Zamiast gola Lublinianka otrzymała rzut wolny z bocznego sektora boiska, co oczywiście wywołało uzasadnioną frustrację w szeregach zielono-biało-czerwonych.
Kilka minut później mogło być 1:0, a wybornej okazji na otworzenie wyniku nie wykorzystał Tomasz Brzyski, który zmarnował rzut karny. W szesnastce gospodarzy faulowany przez Tomasza Urbana był Fularski. „Brzytwa” niestety posłał piłkę wysoko nad bramką. Lewart odpowiedział dwoma akcjami, w których w głównej roli wystąpił Wojciech Żuk. Za pierwszym razem po wygranej przebitce z Adrianem Wójcickim nie doszedł on jednak do piłki, a za drugim razem strzelił niecelnie, dobijając uderzenie Aleksa Aftyki z rzutu wolnego. W odpowiedzi piłka po raz drugi zatrzepotała w siatce Damiana Podleśnego, ale po raz drugi Lewart uratował gwizdek sędziego. Tym razem chodziło jednak o spalonego Karola Kality, który dobijał strzał Dearmana.
Co się odwlecze, to nie uciecze. W 28. minucie Fularski otrzymał piłkę od Makowskiego i precyzyjnym, płaskim strzałem wyprowadził Lubliniankę na prowadzenie! W ostatnich meczach popularny „Fular” imponuje skutecznością. A to nie był jeszcze nie koniec.
W 37. minucie nasi zawodnicy otrzymali kolejne ostrzeżenie. „Smród” pod naszą bramką sprokurował poważny błąd Karola Futy, ale na szczęście skończyło się na strachu. Podobnie było po drugiej stronie, gdy niecelnie główkował Kalita. Jednak w 44. minucie Lewart miał wreszcie swój moment radości. Po szarży Filipa Michałowa interweniował Wójcicki. Zbił piłkę do boku, a tam dopadł do niej Żuk i uprzedził próbujących ratować sytuację piłkarzy Dumy Lublina. Do przerwy mieliśmy więc remis 1:1.
Na początku drugiej połowy boisko opuścić musiał kontuzjowany Sidik Atcha. Zastąpił go rekonwalescent, najlepszy strzelec drużyny, Michał Paluch. To jednak nie on był w sobotnie popołudnie snajperem. W buty Palucha wszedł bowiem Fularski, który w 61. minucie świetnie zamknął głową centrę Brzyskiego z rzutu rożnego. Błąd w tej sytuacji popełnił golkiper Lewartu, który minął się z piłką. Podopieczni Roberta Chmury wrócili na prowadzenie.
Niestety, korzystny wynik zadowolił naszych zawodników, którzy przestali zagrażać bramce rywali. Z boiska wiało nudą, a obaj trenerzy dokonywali sporej liczby roszad w składach swoich ekip. Z letargu zielono-biało-czerwonych wyprowadził dopiero gong. Miejscowi przeprowadzili akcję prawą stroną, Maksymilian Sowa dośrodkował w pole karne, a tam Aftyka czyhał już na dobrą piłkę. Po chwili ta wylądowała w siatce, ku radości lubartowskiej publiczności. Lubliniance zostało nieco ponad 10 minut, by zawalczyć o pełną pulę.
W tym okresie wprawdzie udało się przerzucić ciężar gry pod bramkę gospodarzy, ale nie przerodziło się to w żaden konkret. Po jednym z dośrodkowań w polu karnym Podleśnego mocno się zakotłowało. Piłka prawdopodobnie dość przypadkowo odbiła się od ręki jednego z graczy Lewartu, ale gwizdek sędziego milczał. Nie milczał za to Pożak, który za swój niewybredny komentarz pod adresem arbitra obejrzał bezpośrednią czerwoną kartkę. To był ostatni godny odnotowania akcent tej rywalizacji.
Remis w Lubartowie to nie jest wynik, po którym trzeba zapaść się ze wstydu. Lewart okazał się godnym przeciwnikiem, który potrafił zagrozić naszej bramce. Ekipa aspirująca do awansu nie powinna jednak tracić punktów w drugim kolejnym meczu wyjazdowym. Za tydzień nasz zespół jedzie do Piszczaca i tam koniecznie trzeba już zainkasować trzy oczka.
Lewart Lubartów – Lublinianka 2:2 (1:1)
Żuk 44, Aftyka 79 – Fularski 28, 61.
W 18 minucie Tomasz Brzyski nie wykorzystał rzutu karnego (uderzył nad bramką).
Lewart: Podleśny – Urban (71 Tomasiak), Niewęgłowski, Kuzioła, Kamiński (74 Iskierka) – Żuk (74 Sowa), Majewski, Ciechański, Gliniak, Michałów (90 Duda) – Aftyka (88 Bielecki).
Pozostali rezerwowi: Tutaj, Sokół.
Trener: Tomasz Mitura.
Lublinianka: Wójcicki – Rasiński, Futa, Ptaszyński, Niegowski – Kalita (65 Miśkiewicz), Atcha (52 Paluch), Fularski, Brzyski, Dearman (65 Pożak) – Makowski (78 Banachiewicz).
Pozostali rezerwowi: Krajewski, Świderski, Wójtowicz.
Trener: Robert Chmura.
Żółte kartki: Kuzioła, Podleśny (Lewart) – Kalita, Miśkiewicz, Futa, Rasiński, Ptaszyński (Lublinianka).
Czerwona kartka: Pożak (Lublinianka) – za krytykowanie orzeczeń sędziego (87 min.).
Sędziował: Mateusz Pizoń (Lublin).