Dla większości kibiców Lublinianki będzie to spore zaskoczenie. Zostałeś nowym prezesem klubu. Trzymaliście tę zmianę w tajemnicy do semego końca. Dlaczego?
– Chcieliśmy się skupić głównie na pracy. Transakcja była uzgodniona już od jakiegoś czasu, ale nie szukaliśmy rozgłosu. Woleliśmy przez trzy miesiące przyglądać się, obserwować jak funkcjonuje klub, system szkoleniowy, jak pracują pracownicy, co wymaga zmian. Cisza medialna pozwoliła nam w spokoju skupić się na tych zadaniach.
Kim jest więc Patryk Al-Swaiti, czyli nowy sternik Dumy Lublina?
– Kim jestem? Facetem, który ma duże ambicje i chce dużo zdziałać w piłce. Dostrzegłem, że jest u nas w mieście klub, który potrzebuje nieco innego podejścia. Pochodzę z Lublina. Liznąłem troszeczkę piłki, nie wybiłem się jako zawodnik, ale z futbolem mam styczność każdego dnia. Nie mam doświadczenia w prowadzeniu klubu, ale zarządzałem w kilku firmach – zarówno w Lublinie, jak i za granicą. Poza tym studiowałem na uniwersytecie piłkarskim UCFB Wembley w Londynie. To dało mi bardzo dużo realnej wiedzy na temat zarządzania w piłce nożnej. Ponadto pracowałem w kilku akademiach piłkarskich, m.in. w Akademii Lecha Poznań w Londynie, a także w agencjach piłkarskich. Ludzie, którzy ze mną pracują, wiedzą, że mogą na mnie liczyć. Nie jestem osobą, która chce tylko zarządzać. Przede wszystkim jestem osobą, która działa.
Nowy prezes to tylko wierzchołek całej układanki. W klubie pojawili się również nowi właściciele…
– Tak, zgadza się. Wszystko zaczęło się od nowych właścicieli, czyli od Biura Nieruchomości Dream House. Pani Klaudia Kuklińska poprosiła mnie, abym poszukał na Lubelszczyźnie klubu piłkarskiego, w którym można zrealizować projekt. Na początku były inne propozycje, ale po przeanalizowaniu wszystkiego, utwierdziłem siebie, a także właścicieli w przekonaniu, że Lublinianka to jedyne miejsce, które zasługuje na tą szansę. Pokazałem im, jak wielki potencjał ma ten klub, jak ogromne ma znaczenie historyczne. Zdali się na moje analizy i postanowili zainwestować w Lubliniankę.
Ostatnie lata to z punktu widzenia sportowego całkowita stagnacja. Jakie są plany nowych właścicieli w tym zakresie?
– Nie zgodzę się, że była to całkowita stagnacja. Pan Krzysztof Gil wraz ze swoim zarządem przejęli klub w trudnych okolicznościach – musieli odbudować go i wyprowadzić na prostą. Bez nich być może nie byłoby dziś Lublinianki. Doszli jednak do kresu swoich możliwości. Myślę, że to efekt zmęczenia 10-letnią walką z różnymi instytucjami. Doszliśmy więc do porozumienia, że w naszym wspólnym interesie jest to, aby klub zrobił kolejny krok. Chcę podkreślić, że klub został nam przekazany w bardzo uporządkowany sposób. Pan Krzysztof wdrażał mnie tutaj we wszystko, bardzo mi pomógł zrozumieć jak funkcjonowało to do tej pory. Mam nadzieję, że dalej będzie to robił, bo nie da się przejąć klubu w trzy miesiące. Liczę na to, że będzie nam służył swoją radą jeszcze przez przynajmniej rok, a nawet i dłużej. Jeśli chodzi o plany w zakresie sportowym, to nasz projekt obejmuje wiele obszarów. Jednym z nich jest zespół seniorów. Chcemy, żeby Lublinianka w perspektywie czasu awansowała do wyższej ligi. Budujemy nowy zespół, który potrzebuje być może kilku lat, a to kiedy będziemy w stanie zrealizować swój plan – to zweryfikuje boisko.
Jakich zmian w funkcjonowaniu klubu możemy się jeszcze spodziewać? Czeka nas bardziej rewolucja czy raczej ewolucja?
– Raczej rewolucja, bo klub ma bardzo wielki, niewykorzystany potencjał. Chcemy wyjść do ludzi. Chcemy, by Lublinianka dobrze się kojarzyła mieszkańcom miasta, aby utożsamiali się z nią. Niestety przez ostatnich kilka lat to trochę zanikło. To ma być rodzinny klub, miejsce spotkań i miłego spędzania czasu. Jest kilka programów, które chcemy zrealizować w tym zakresie. Będziemy współpracować z wieloma podmiotami. Ponadto podjęliśmy działania, by zawiązać Klub Biznesu, zrzeszający lokalnych przedsiębiorców. W założeniu przyszli członkowie tego klubu będą łożyć pewne kwoty na Lubliniankę, a w zamian otrzymają znakomite narzędzie, jakim będą kontakty i możliwości biznesowe. Tą drogą będziemy generować dodatkowy budżet, który będzie dostępny dla klubu.
Czy możemy spodziewać się także ekspansji marketingowej marki, jaką jest Lublinianka?
– Zdecydowanie tak. Chcemy by klub od nowa zaistniał w tej materii. W tym celu stworzyliśmy dział marketingu. Planujemy wiele ciekawych akcji, a pierwszą z nich jest sprzedaż specjalnej kolekcji ubrań z okazji 100-lecia klubu. Dostępne będą one już w najbliższy weekend.
Przy tak szeroko zakrojonych planach obstawiam w ciemno, że nie została pominięta kwestia szkolenia młodzieży…
– Akademia to jeden z filarów naszego projektu. Wprowadzimy jeden spójny model gry dla wszystkich grup. Będzie odpowiadał za to jeden lub dwóch koordynatorów. Każdy trener dostanie program nauczania, a koordynator będzie nadzorował wdrażanie tego programu. Ponadto rodzice będą mieli wgląd w rozwój swojego dziecka. Będą to mierzalne dane, które pod koniec sezonu możemy pokazać rodzicowi, wskazując w jakim zakresie zawodnik się rozwijał, a w jakim ma braki i z czego mogą one wynikać. Za wprowadzanie do systemu i monitorowanie tych danych odpowiedzialni będą trenerzy. Później sztuczna inteligencja tworzy tzw. „mapę piłkarza”.
Brzmi intrygująco. Jak jeszcze zmieni się działanie klubu w kwestii szkolenia?
– Dokładamy czwartą jednostkę treningową dla wszystkich grup młodzieżowych. Mogą to być zajęcia z zatrudnionym przez nas trenerem od przygotowania motorycznego. Mogą to być zajęcia z psychologiem sportu lub z dietetykiem. Może to być trening pozycyjny, a niekiedy po prostu integracyjne wyjścia na basen lub do kina. Nie chcemy tylko uczyć jak się gra w piłkę, ale postawić na bardziej holistyczny rozwój młodych ludzi. Mam tu na myśli takie aspekty jak odpowiednie odżywianie, regeneracja czy etyka. Wolałbym wypuścić z akademii 10 dobrych ludzi, którzy będą grali np. w I lidze, niż jednego łobuza, który będzie grał w Premier League. Poza aspektami sportowymi ważne są także aspekty integracyjne. Zawodnicy spędzają ze sobą dużo czasu. Fajnie, by zawierali między sobą przyjaźnie. To potem ma bardzo duże przełożenie na boisko.
To wszystko, co mówisz, brzmi jak piękne, nowe otwarcie na 100-lecie klubu. Wierni kibice Lublinianki pamiętają jednak casus Norweskiej Grupy Inwestycyjnej sprzed prawie 20 lat. Czy znów nie skończy się na „szklanych domach”?
– Zdaję sobie sprawę, że kibice mają różne obawy. Doskonale znam sprawę Norwegów. Obiecywano wiele rzeczy, a nie wyszło nic. Nowi właściciele prowadzili ze mną już inny projekt, który został zrealizowany, mimo iż były różne obawy. Mam zapewnienie, że przy najbardziej pesymistycznym wariancie inwestor zostanie w klubie przez minimum 5 lat, choć oczywiście planujemy znacznie bardziej długofalowy projekt. Jesteśmy poważnymi ludźmi. Są w nas duże chęci pracy. Oczywiście, kwestie finansowe są bardzo ważne, ale nie stanowią w tym momencie przeszkody.
Dużo mówimy o kwestiach ogólnych, ale nie mogę nie zapytać o personalia. Czy możemy spodziewać się wielu nowych twarzy w drużynie Lublinianki? Jeśli tak, to jakich?
– Warto w najbliższych dniach śledzić media społecznościowe, bo będzie się działo!
Rozmawiał Adrian Mańko